III Konferencja dla rodziców
- Szczegóły
- Kategoria: Artykuły
- Opublikowano: środa, 07, marzec 2012 11:58
- Administrator
- Odsłony: 6253
Ks. Piotr Stolecki
III Konferencja dla rodziców dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komuni Świętej
Dziecko nie jest małym dorosłym. Niby to takie jasne, ale w praktyce okazuje się, że niejednokrotnie jako dorośli traktujemy dzieci, właśnie jak „małych dorosłych”. Wychodzimy wtedy z założenia, że dziecko zrozumie nas, poradzi sobie, będzie odpowiedzialne za siebie, ale jeszcze i za młodsze rodzeństwo. W skrajnych przypadkach dochodzi do odebrania dzieciństwa, bo sytuacja zmusza do tego, aby szybko wydorośleć, kiedy jeden z rodziców zachoruje, umiera, odchodzi, albo staje się niewydolny wychowawczo, nieobecny psychicznie, jak to ma miejsce chociażby w uzależnieniu od alkoholu.
Dziecko to ktoś, kto pozostaje w zależności od swoich rodziców, opiekunów, później i nauczycieli. Przy czym zależność ta nie jest okazją do zaprezentowania swojej wyższości („bo ty mały nic nie wiesz…”), ale sytuacją, którą można wykorzystać, aby umocnić więź opartą na zaufaniu, zrozumieniu, chęci „dawania z siebie”. Dziś kilka refleksji na temat różnych odsłon bycia matką i ojcem. Można je potraktować, jako swojego rodzaju wielkopostny rachunek sumienia. Mieć dziecko czy być matką? Dylemat niejednej kobiety… A może nie zawsze uświadomione pragnienie posiadania „czegoś”, co będzie tylko moje? „Urodzenie fizyczne” to wydanie na świat dziecka, uniezależnienie fizjologiczne, aby mogło samo oddychać, jeść, spać, poruszać się. Z tym wiąże się także „urodzenie psychiczne” uniezależnienie się dziecka, aby mogło przejąć odpowiedzialność za swoje życie. W jakiejś sprzeczności więc z dojrzałą postawą będzie chęć „posiadania dziecka” zawłaszczenie, kontrolowanie, traktowanie jako własność, która realizuje potrzeby, spełnia oczekiwania; stąd i niebezpieczeństwo określeń: „żyję tylko dla dziecka”.
Być matką…
- to zmieniać samą siebie i zmieniać odnoszenie do dziecka wraz z jego wiekiem i rozwojem
- myśleć o dobru czyimś, nie tylko własnym
- uczyć się ofiarności, wycofania
- wspierać dojrzałość, obdarowywać bezzwrotnie, szanować indywidualność.
A ojcowie? Cóż, też bywają różni. Wśród nich będą więc „ojcowie nieobecni” (zarówno nieobecni fizycznie, jak i psychicznie, czyli emocjonalnie wycofani z relacji rodzinnych). Drugą grupę stanowią „ojcowie słabi”, tacy wieczni chłopy, umykający przed odpowiedzialnością, podejmowaniem decyzji, jak Piotruś Pan. W końcu są i „ojcowie trujący”, kochający swoich bliskich warunkowo albo stosujący przemoc fizyczną i psychiczną. W tym miejscu warto przypomnieć, że formą przemocy jest także i zaniedbywanie (przemoc pasywna). Ale większość ojców jest jeszcze inna, to po prostu dobrzy ojcowie.
Być ojcem…
- być obecnym przy swojej żonie i dziecku zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie
- to wspierać, także przez bycie autorytetem, czyli być wzorem pracowitości, uczciwości, prawdomówności, pobożności
- kochać, nigdy nie wycofując swojej miłości, nawet kiedy dziecko przynosi mu wstyd.
Bez względu na wszystko, warto przyjrzeć się swojej postawie rodzicielskiej i ją zweryfikować. Jedną z najgorszych rzeczy, która może przydarzyć się w procesie wychowania, to bezrefleksyjność. Rodzicem nikt nie rodzi się, to proces „stawania się”. Życzę więc Państwu odwagi w odkrywaniu „pokładów” piękna i dobra w sobie i Waszych bliskich, ze świadomością, że wciąż można coś zmienić na lepsze w relacji z dziećmi; że mogę być innym rodzicem niż moja matka czy ojciec.